Cimino narzekał, że najlepsze sceny z filmu zostały wycięte, ale i tak nie wiadomo, czy wiele by mu pomogły. Za dużo tu słabych punktów, z grą aktorską pani agent i przyjaciółki Rourke'a na czele, poza tym akcja kilkakrotnie zawraca w dziwnych kierunkach (agentka nagle wyciąga wielką spluwę i biega z nią nie wiadomo po co i gdzie). Całość jeszcze ratują jak mogą Hopkins, Rourke i Morse, głównie dzięki nim film jest do strawienia. Ciekawostka, że na planie często ponosiło Mickeya i niejednokrotnie traktował Hopkinsa bezpardonowo, czemu tamten nie miał wcale zamiaru ulegać. Tak więc zdarzało się, że panowie tłukli się na serio (raz Anthony otrzymał potężny cios pistoletem w plecy i wzburzony opuścił plan na kilka godzin), a Cimino modlił się, żeby tylko na kilku siniakach się skończyło:) Miał być film bardzo dobry wyszło prawie nie najgorzej. Obejrzeć można, ale rewelacji nie ma się co spodziewać.
A ja slyszalam ze to Hopkins traktowal Rourkea bezpardonowa, dlatego z frustracji uzywal sily fizycznej gdy tylko mogl...
Hopkins (zwlaszcza wtedy) to tez byl niezly cham i skurczybyk (dopiero niedawno charakter mu nieco zelzal)