To miał być filmowy komiks o trzech dziewczynach robiących karierę ze swoją bezkompromisową muzyką. Szybki, efektowny montaż, kolorowe, intrygujące zdjęcia, dużo, bardzo dużo muzyki. Ale nic nie wyszło. Jedynie zdjęcia były naprawdę piękne (nic dziwnego - Libatique, ten od Aronofsky'ego). A reszta? Zwyczajny, stereotypowy film dla młodzieży - tyle że przebrany za quasi-pastisz naszej skomercjalizowanej rzeczywistości, nieudolnie reżyserowany i potwornie męczący ze względu na fakt iż jest jedną wielką półtoragodzinną serią dowcipów, przerywanych sentymentalnymi wstawkami. Tak się nie da, drugi dowód pod nosem - Ewolucja (ta jednakże bez sentymentalizmu - na szczęście), tak można konstruować tylko parodie.
Zaczyna się świetnie, występ boysbandu Dujour i rozhisteryzowane fanki, potem już gorzej - seria idiotycznych dowcipów w samolocie, ale dalej mamy autentyczne trzęsienie ziemi ;) - agresywnie filmowany kawałek Pussycats - w takim właśnie "stylu" powinien być utrzymany cały film - ale co dalej? Naprawdę do niczego - im dłużej, tym gorzej. Dłuuugie, nudne ujęcia i mnóstwo gadulstwa. Bleee... Fajnie ogląda się jedynie Alana Cumminga i kilka skeczy z Melody-Tarą Reid w roli głównej. Szczególnie numer z klaskaniem pod prysznicem :)